„Jesteśmy rodziną, jesteśmy rodziną, jesteśmy rodziną”
całą drogę powrotną chodziły te słowa Isabelle po głowie. Zakochała się w
swojej rodzinie, próbowała pokładać jak to możliwe, nie chciała by to prawda.
Kiedy dojechali pod dom Lucasa, dziewczyna szybko pobiegła do siebie do pokoju.
Chłopak poszedł przemyć rękę z tuziny, robił to u siebie w pokoju więc obok
było słychać jak przeklina z bólu, chciała do niego pójść, zapytać jak ręka,
ale nadal nie potrafiła na niego spojrzeć. Zakochała się w swojej rodzinie. Aby
oderwać myśli, postanowiła położyć się spać. Kiedy się obudziła za oknem było
już jasno i dochodziła godzina dwunasta, nie pamięta zbyt wielu rzeczy z
poprzedniego dnia, albo nie chciała pamiętać. W kuchni siedział Lucas, jadł
tosty. Ranę miał zawiniętą bandażem.
- Cześć! – przywitał się z nią gdy weszła do kuchni.
Usiadła koło niego.
- Hej, jak ręka? – spojrzała najpierw na niego potem na
ranę.
- Dobrze, zjedź coś! Musisz mieć siłę, na dzisiejszą
wyprawę! – podał jej tosty i wstał.
- Na jaką wyprawę?
- Jedziemy uwolnić Alison. – podszedł do drzwi, gdy miał
wyjść Izzy go zatrzymała.
- Poczekaj, to co wczoraj się stało, powinniśmy o tym
zapomnieć! – w głosie nie miała żadnych emocji.
- Zapomnieć?! Tak masz rację, to było nie na miejscu i
beznadziejne! – zacisnął ręce i wyszedł z trzaskiem.
Isabelle zabolały słowa, że było to beznadziejne. Usiadła
z łzami w oczach, tłumaczyła sobie w myślach, że tak będzie lepiej. Jak zjadła
poszła do pokoju, przebrała się w czarne spodnie i obcisłą czarną bokserkę.
Wokół ręki zawinęła bicz, wyglądał jak bransoletka, włosy związała w koka.
Lucas przygotowywał broń, schował kilka buteleczek z wodą świeconą, parę
sztyletów i dwa miecze. Przez cały czas nie zwracał na nią uwagi i nie patrzał
w jej stronę. Całą drogę do fabryki, przesiedzieli w ciszy, dopiero pod fabryką
Lucas się odezwał:
- Trzymaj flakonik z wodą świeconą, jak jakiś wampir cie
zaatakuje oblej go nim i trzymaj się blisko mnie, albo chcesz zginąć wtedy nie
musisz. – ton jakim to mówił był ostry. Wyszedł z samochodu i poszedł w stronę
drzwi fabryki, Isabelle siedziała jeszcze chwilę w samochodzie, wcisnęła
flakonik do kieszeni i wyszła za Lucasem. W środku leżało pełno potłuczonego
szkła, chłopak zapalił światło. Przed nimi stały schody, ruszyli w ich stronę,
były stare więc szli jedno za drugim, uważając by nie upaść. Na górze było
sześć pomieszczeń:
- Myślałam, że wampiry pilnują swojego terytorium.
- Bo zazwyczaj pilnują! – chłopak spojrzał na nią
- To czemu ich nie ma? – jej głos był pełen lęku
- Radziłbym ci się cieszyć z tego powodu, uwierz mi nie
chcesz ich spotkać.
Lucas odwrócił się
i zaczął iść w stronę pierwszych drewnianych drzwi. W środku była sypialnia.
Zamknął drzwi i poszedł do drugich były one zamknięte jak i wszystkie pozostałe
cztery. Ostatnie szóste były największe i metalowe. Wziął do ręki mały nożyk i
je otworzył. Otwierając się zrobiły wielki huk.
- Myślisz, że nie usłyszeli tego? – Isabelle spytała sarkastycznie
- Jak są głuche to nie, no ale to wampiry więc na pewno usłyszały
jak tu gdzieś są.
- Co to za smród? – zapachniało nagle zgniłym mięsem
- Jak wejdziemy to się tego dowiemy. Pójdę przodek a ty
pilnuj tyłów. Jak coś to krzycz.
W pomieszczeniu było jasno co 2 metry była zapalona
lampa. Po obu stronach były stoły, a na nich znajdowała się zeschnięta krew.
Pomieszczenie samo dłużyło się na jakieś 16 metrów. Zbliżając się do końca
zobaczyli świeżą krew i usłyszeli cichy szloch.
- Wampiry są w pobliżu, ta krew jest świeża. – Lucas odwrócił
wzrok w Isabelle.
- To straszne, tej krwi jest pełno. – wkuła wzrok w usta
Lucasa.
- Bądź chwilę cicho. – teraz obije stali w ciszy i
dokładnie usłyszeli czyjś szloch. – Kto tu jest?
- Pomocy! Jestem tu na dole! – za stołu dobiegł głos
dziewczyny.
- Idziemy do ciebie.-
podbiegli za stół. W ziemi była krata, a w niej siedziała dziewczyna.
- Już cie stąd wyciągamy, Alison. – Lucasa ton zmienił
się na całkiem inny niż jak tu weszli. Pełen troski, współczucia.
- Lucas! To naprawdę ty! Uważajcie oni na was czekają! –
Alison wykrzyczała to i po chwili zostali zaatakowani przez dwa wampiry. Lucas
popchał Isabelle by się schowała, a sam zaczął walczyć.
Isabelle w kieszeni znalazła flakonik z wodą świeconą,
gdy chciała oblać jedno wampira zatrzymał ją głos.
- Wybrana polej klaty, a zostanę uwolniona – był to głos
Alison, Izzy szybko polała klaty, a one znikły. Pomogła wyjść jej z dołu.
- Trzeba pomóc Lucasowi – wtrąciła szybko Alison
- Jak? Straciłam flakonik walcząc z tobą!
- Jesteś wybraną, a ja upadłą, jak obje się zmienimy pokonamy
je. – Alison złapała ją za rękę.
- Ale ja nie potrafię się zmieniać na tak o.
- Wyobraź sobie osobę którą kochasz i swoje skrzydła i
się zmienisz.
Isabelle zamknęła oczy, wyobraziła sobie Lucasa z jej
skrzydłami. Jej zaklęcia zaczęły świecić, uniosła się do góry. Dla niej trwało
to wieki, a dla innych kilka sekund. Gdy otworzyła oczy była w powietrzu, w
czarnej sukni. Obok niej znajdowała się Alison w pięknych białym stroju. Izzy
zobaczyła, że Lucas przegrywa z wampirem i z jej ręki wystrzelił złoty promień
trafiając w wampira i go zabijając. Od razu pofrunęła do chłopaka.
- Nic ci nie jest? – obje bardzo się o niego bały.
- Nie. – jak odpowiedział na Isabelle wskoczył wampir,
szybko zabiła go Alison mieczem Lucasa, lecz on zdążył ugryźć już Isabelle.
Zemdlała.